Archiwum 24 września 2004


wrz 24 2004 umarły...
Komentarze: 8

Nie jest tak źle….  ,,Życie toczy się jak kałczukowa piłeczka puszczona z górki, raz podskakuje raz kręci się tak szybko że nie wiadomo kiedy przestanie” ładne słowa co?? Na pewno ładne, bo moje… :D wiem, wiem czasem jestem przesadnie szczera, ale cóż… Szkoda tylko ze nie każdy dostaję tę szanse na życie… więc cieszcie się tym co macie, ponieważ mogli wam to odebrać nawet rodzice:

 

maleńkie stópki
których tupotu nikt już nie usłyszy
główki niczym pączki róż
a w nich oczy-na wpół otwarte
błyszczące przerażeniem
nie dane im było zobaczyć nic
prócz ssawek i wzierników
rączki i nóżki oderwane od poskręcanych ciałek...
usteczka uchylone w niemym krzyku
nie spotkaja matczynej piersi
a dusze spoczną w foliowym worku na śmietniku
tutaj życie kończy się w metalowej misce...

To matki swoim dzieciom zgotowały ten los… Tak mam na myśli aborcję… wiem ze się powtarzam, że mówię o tym, co już było… ale nagle modląc się przypomniałam sobie jakie to straszne… Kiedyś, kiedy jeszcze ten temat był jednym z moich najgorętszych tematów rozmawiałam z lekarzem aborcystą spróbuje w skrótce opowiedzieć jego historię:

 

,, W swoim życiu przeprowadziłem 60 000 a może nawet 65 000 zabiegów… przestałem to robić. Możecie mnie zapytać dlaczego dopiero po tych 60 tys. zabitych dzieci, ale wcześniej to była dla mnie tylko praca teraz umrę z wyrzutami sumienia ale życia im nie przywrócę.

Moje całe nawrócenie na logiczne myślenie, zaczęło się wtedy, gdy… zaczęłem miewać koszmary senne. Śniły mi się bowiem… goniące mnie dzieci, gdy odwróciłem się zauważyłem w ich twarzach zarysy rodziców tak: dobrze pamiętam tych rodziców.. niektórzy przychodzili do mnie dwa razy… dzieci te krzyczały uciekać morderca… uciekać! Bałem się obudziłem się spocony… Czułem nade, że mną wisi śmierć… Przysięgłem sobie, że nie zrobię więcej żadnego zabiegu i że udam się do psychologa… Jednak zrobiłem jeszcze jeden tym razem już ostatni… Mój siostrzeniec przyszedł do mnie z prośbą o wykonanie aborcji… (nie lubię tego słowa wole to określać jako zabieg). Nie zgodziłem się jednak on tak bardzo prosił… że uległem za trzecim…czwartym… czy… 10 razem. Zabieg zaplanowany był normalnie… Wszystko przebiegało normalnie za pomocą kleszczyków Weirtheima – abortcang wyrywałem chłopcu kończyny… tak to był chłopiec… nagle jedna z rączek upadła na tacę z alkoholem… zaczęła drgać (przez nerwy) może nawet skakać! Skończyłęm zabieg i załamałem się… teraz jestem leczony psychiatrycznie i mam nadzieję ze się wyleczę z zabijania”

 

A to mój stary wiersz…

 

,,DZIECKO?”
NIE ZOSTAWCIE MNIE Z UST DZIECKA WYRYWA SIĘ KRZYK!
W BRZUSZKU MOJEJ MAMUSI JEST TAK DOBRZE TAK CIEPLUTKO!
CZY JA MOGĘ JĄ JESZCZE NAZWAĆ MAMĄ?
Z JEJ WINY STRACIŁEM CAŁY ŚWIAT ZAMORDOWAŁA MNIE!
PRZY POMOCY NARZĘDZIA JAKIM BYŁ LEKARZ!
NAZWALI TO ŚMIERĆ PŁODU!
ALE JA PRZECIERZ JESTEM PRAWDIWYM DZIECKIEM PRAWDZIWYM!
ŻEGNAM ŚWIAT  NIEMYM OKRZYKIEM… DLACZEGO MNIE NIE CHCIAŁAŚ MAMO!?

 

 

nasia1990 : :