Komentarze: 7
„Miłość? Czy takie uczucie kiedyś mnie spotka...?”– powiedziała niepewnie Natalia powstrzymując płacz.
„Mam już 16 lat...”– zaczęła z wolna– „...a nadal nie jest mi dane...”– szlochając cichutko, nie mogła wydobyć z siebie żadnego sensownego zdania.
Mimo, iż Natalii nie była najwidoczniej dana MIŁOŚĆ, miała za sobą bardzo wiele przeżyć, o wiele więcej niż jakakolwiek z jej koleżanek...
Wszelkiego rodzaju używki (alkohol, tytoń, narkotyki) nie były dla niej niczym obcym i nieosiągalnym. Bardzo często korzystała ze swoich „sióstr” (używek), aby zapomnieć tamten świąteczny wieczór...
Za każdym razem, gdy próbowała odtworzyć w pamięci wydarzenia, które miały miejsce niespełna pół roku temu, za każdym razem, gdy chciała przypomnieć sobie powód owej dramatycznej decyzji, ogarniało ją te same dziwne uczucie niepewności, trwogi i żalu.
„Dlaczego...?”- zaczęła powtarzać z coraz większą nienawiścią. Nienawiścią tak wielką, że tylko jedna na świecie rzecz mogła ją powstrzymać...
Nie zastanawiając się ani chwili dłużej weszła do ciemnozielonego pokoiku. Chociaż w pokoju nie było nikogo, rozejrzała się podejrzliwie, dostrzegając nawet najmniejsze zmiany, jakie nastąpiły podczas jej trzymiesięcznej nieobecności. Podeszła niepewnym krokiem do szafki, która znajdowała się tuż nad jej łóżkiem. Wyciągnęła z niej brązową szkatułkę w kształcie serca, na której wyryte było jedno, krótkie słowo, które dawało tyle nadziei i szczęścia jej osobie jak nic innego: „U L G A”– przeczytała na głos,
a w jej sercu zagościł tak bardzo poszukiwany spokój.
Do jej pamięci zaczęły przebijać się fragmenty, tak bardzo znienawidzone przez nią (próba samobójcza, do tego nieudana)– na twarzy Natalii znowu pojawiły się zły (lekarze w szpitalu, próbujący odratować jej marną osobę od bolesnej, lecz pięknej śmierci, pobyt w szpitalu neuropsychiatrycznym, kolejne ucieczki do nikąd, wyzwanie, którym nie była w stanie sprostać...).
„Ale to już nie jest ważne”– powiedziała zdecydowanym głosem.
„Teraz jestem tu i zaraz zaznam wielkiej ulgi...” – nie dokończyła, nie chciała kończyć, pragnęła zaznać tego wielkiego szczęścia. Pragnęła zapomnieć o przeszłości i żyć teraźniejszością, nie chciała już pamiętać...
Otworzyła pudełeczko. Na dnie znajdowały się tylko dnie rzeczy: kawałek kartki, (o którym najwidoczniej zapomniała) i żyletka. Właśnie o nią tak długo walczyła przez te wszystkie miesiące nieobecności. Mimo wielkiej chęci użycia jej (żyletki), podniosła strzępek pożółkłej i bardzo zniszczonej kartki. Nadal nie wiedziała co jest na niej napisane...
Zaczęła czytać na głos, zapominając o wszystkich zmartwieniach...
„JESZCZE RAZ”– przeczytała na głos tytuł wiersza:
W sercu moim sama pustka
Zgubiłam gdzieś sens życia
Wszystkie cele utraciłam
Dawno znikła radość życia
Więc uciekam stąd do nikąd
Gdzie istnienie tak nie boli
Żadnych żalów i pretensji
Bo odchodzę z własnej woli
Obojętność– już nie czuje
Członków moich prawie martwych
Senna błogość– coraz ciszej
Krew wypływa z żył otwartych...
Przestała czytać. W tej samej chwili przypomniała sobie cel przybycia do owego pokoju. Chciała przecież zaznać U L G Ę, a nie potworny ból, który czuła w sercu, jednak mimo wszystko kontynuowała dalej...
Gdy tak leże w krwawej wodzie
Na ostatnią myśl już czas
To pragnienie, ta ochota
Słońce widzieć jeszcze raz
Słońce letnie, świerszczy granie
Ranną rosą kwiatów łąkę
A na liść zielonej babki
Wspinającą się biedronkę
Sama jestem sobie winna
Bo wyrocznią jestem swoją
Już w łazienki progu wstaje
ŚMIERĆ, co weźmie duszę moją
Strach ma w oczach drżące dłonie
Krzyczy coś i ciągle płacze
- Mamo?? Wcześnie dziś wróciłaś
...jeszcze słońce, więc zobaczę...?
Autor: nieznany
Nie chciała już cierpieć, nie chciała pamiętać i zastanawiać się, co by było gdyby...
Zdecydowanym ruchem ręki sięgnęła po żyletkę. Podwinęła rękaw swojej czarnej koszuli. Ukazała się jej oczom jedna wielka historia. Historia opowiadająca o tym wszystkim, czego nienawidziła. Zawahała się. Nie wiedziała gdzie umieścić następną pamiątkę, ponieważ jej ręka była w opłakanym stanie (gdzie nie popatrzeć same blizny, rany i strupki). Zaczęła ciąć. Z każdym ruchem ręki zapominała o bólu, cierpieniu i strachu. Na jej ustach zaczął pojawiać się uśmiech triumfu.
Nie zważała już na nic, krew zaczęła spływać po jej bladej ręce. Co raz większa plama krwi formowała się pod jej stopami. Nie zauważyła tego. Była w coraz większej extazie, napalona na śmierć...
Przestała...
Nie chciała umierać, chciała chociaż przez chwilkę czuć się szczęśliwa. Odłożyła żyletkę do pudełka.
„Do następnego razu”– powiedziała wychodząc z pokoju...