Ładna, zadbana dziewczyna. Opalona, uśmiechnięta, z ciężkim bagażem doświadczeń. Nie miała przyjaciół. Zresztą nie byli oni jej do niczego potrzebni. Niegdyś była szczęśliwa, z kochającą mamą i opiekuńczym tatą. Taka była 16 letnia Anka.
Gdy miała 12 lat, jej mama zaczęła chorować. I to poważnie. Diagnoza była straszna - rak. Wszyscy jednak wierzyli w to, że będzie dobrze, że wyjdzie z tego i będzie tak, jak kiedyś. Niestety, nie udało jej się przezwyciężyć choroby. Umarła po dwóch latach ciężkich zmagań. Ania nie mogła w to uwierzyć. Jedyna bliska osoba, jej przyjaciółka, która zawsze była przy niej, która rozumiała ją, jak nikt, odeszła, i już nigdy nie wróci. Została sama. Miała ojca. Ale po co jej taki tata, który po śmierci ukochanej żony zupełnie się załamał. Dla niego liczyły się teraz tylko praca i imprezy. Coraz to nowe kochanki, alkohol. To był jego świat. Nie zauważał Ani. Nie to, co kiedyś, kiedy brał ją na spacery, na rower, nad jezioro. To były wspaniałe chwile, niestety tak samo ulotne, jak motyle. Ania go teraz wcale nie potrzebowała. Tak jej się przynajmniej zdawało.
Zresztą… Jak można kochać kogoś, kto własnej córce robi takie rzeczy... Otóż jej własny ojciec gwałcił ją zawsze, gdy wracał z całonocnej imprezy u kolegów. Pamiętała dokładnie, jak to było za pierwszym razem. Stało się to, gdy skończyła 13 lat. Nikt nie pamiętał o jej urodzinach, nikt nie złożył życzeń. Ania sama w domu zrobiła sobie przyjęcie. Kupiła świeczkę, upiekła mały torcik i sama go skonsumowała. Wypowiedziała życzenie i położyła się do łóżka. Wtedy tata przyszedł do jej pokoju. Jak zwykle, był pijany. Anię to bardzo zdziwiło, że przyszedł. Bo niby po co? Przecież tak nigdy nie robił. Położył się koło niej, wybełkotał coś niewyraźnie, że nie jest juz dzieckiem, że pozna uroki bycia kobietą. I wtedy brutalnie odebrał jej dziewictwo. Bolało. Bardzo bolało. Płakała całą noc, nie wiedziała co ma zrobić. Miała żal do mamy, że jej przed tym nie uchroniła. Czuła się okropnie, zawiodła się na nim po raz kolejny. Chciała odebrać sobie życie, ale coś ją powstrzymało. Może strach przed śmiercią? Sama nie była pewna... Potem zawsze działo się to regularnie, zawsze tak samo. Tata wracał pijany, kładł się obok, gwałcił, wychodził. Wiedziała już, co oznaczał znajomy dźwięk kluczy w zamku i głośne sapanie. Już się tego nie bała. Miała do niego wstręt, nienawidziła siebie i jego też, choć sądziła, że dzieje się tak przez nią, że sama jest sobie winna. Myślala, że po tym nigdy nie będzie z żadnym chłopcem. Do czasu...
Wszystko zaczęło się zwyczajnie, tak, jak u większości nastolatek. Bartka poznała, gdy miała 15 lat. Podobał jej się, ale była zbyt nieśmiała, za bardzo wstydliwa. Bała się zagadać. Wydawało jej się, że on to za „wysokie progi”. Był dwa lata starszy, chodził już do liceum, wysportowany. Czasami z łaski odpowiedział jej: "Cześć!". Często widziała go z jego dziewczyną. Nie miała co się do niej porównywać. Ona była w jego wieku, ładna, zgrabna blondynka. Otwarta... A Ania? Zaszczuta, bała się kontaktu z mężczyznami. Jednak poczuła pierwszy raz od śmierci matki, że kogoś kocha, że to jest właśnie miłość. Bo jak inaczej można pomyśleć o uczuciu, które ściąga jej sen z powiek, które każe myśleć o tej jednej osobie w każdej minucie życia? Cierpiała w samotności... Pierwszy raz odważyła się podejść do Bartka po roku. Długo nad tym myślała, długo się wahała. Miała 16 lat, wyglądała już jak kobieta, nie jak dziewczynka. Kiedy siedział na ławce, ona usiadła obok. Spojrzała na niego, uśmiechnęła się. A on odwzajemnił uśmiech. Spytał się tak zwyczajnie, po prostu: "Jak leci?" Ale dla Ani to było najpiękniejsze pytanie, które kiedykolwiek usłyszała. Odpowiedziała, że wszystko w porządku. Wtedy zaczęli rozmawiać. Nawet nie zauważyli, jak zrobiło się późno. Bartek zaprowadził ją pod dom. Umówili się na drugi dzień. Była najszczęśliwszą dziewczyna na świecie. Tak się to wszystko zaczęło. Zaczęli się spotykać regularnie. Udawała, że nie przeszkadza jej to, że on nadal jest ze swoją dziewczyną, przecież zapewniał, że tylko ją kocha, ale potrzebuje czasu. A ona mu wierzyła, jak nikomu... Kochała go i to bardzo. Powiedziała mu o swoich problemach, cieszyła się, że nie odszedł, że pomagał. W końcu zerwał z Kamilą, swoją byłą dziewczyną. Ania była taka szczęśliwa. Jak nigdy.
Jednak, jak to w życiu bywa, każde szczęście ma swój kres. I to także miało. Jedna chwila odebrała jej wszystko, co miała. Nadzieje na to, że kiedyś będzie lepiej. Pewnego dnia, gdy byli sami u niej w domu, zaczęli się całować. Często tak bywało i to były piękne chwile. Wyobrażała sobie pierwszy raz z nim. Nie bała się tego. Bo to, co było z jej ojcem, to był przymus, a nie stosunek seksualny. Przynajmniej ona tego tak nie traktowała. Ojciec był wtedy szczęśliwy i to mimo wszystko było dla niej najważniejsze. Nie krzyczał po tym, nie bił. Pieszczoty przybierały coraz to bardziej namiętny charakter. Gdy Bartek wsadził rękę za koszulkę, zwątpiła. Jednak szybko ją uspokoił. Ufała mu, ale nie chciała nic więcej. Nie czuła się jeszcze gotowa. Miała za bardzo bolesne przeżycia. Jednak on nie dał za wygraną. Zaczął ściskać mocno jej piersi. Krzyknęła z bólu. Uderzył ją. Powiedział, aby się zamknęła, że ojca na pewno też prowokowała, że jest zwykłą dziwką. Zaczęła płakać, błagać, szarpać się, ale nie dała rady. Stało się. Leżała samotnie, skulona. Łzy jak ogień paliły jej policzki. Zastanawiała się, po co ma żyć? Wstała, próbowała zmyć z siebie dotyk jego dłoni, jego oddech. Jednak czuła się fatalnie. Napisała krótki list do taty.
"Kochany Tatusiu!
Ja wiem, że mnie kochasz, że jest Ci ciężko. Jednak źle okazujesz mi swą miłość. Czuję się źle, zostałam oszukana przez dwie bliskie mi osoby. Nie mam siły kochać, cierpieć, nie mam siły żyć... Spotkam się z mamą, a Ty ułóż sobie życie na nowo. Mam nadzieję, że sobie poradzisz. Mimo wszystko... Kocham Cię i życzę Ci wszystkiego, co najlepsze.
Twoja Córka! "
Zostawiła go na stole w jadalni. Wzięła sznurek, który od dawna leżał w garażu. Wiedziała, że to się kiedyś stanie. Po prostu czuła to. Chciała być z mamą. A była taka szczęśliwa... Niestety, dobre chwile szybko się skończyły. Poszła do parku. Była 1 w nocy. Wiedziała, że o tej godzinie nie będzie tam nikogo. Pomodliła się cichutko do mamy. Zawsze tak robiła, gdy było jej źle. Teraz to jednak była jej ostatnia modlitwa. Łzy popłynęły jej po policzku, nie chciała umierać, ale cóż innego jej zostało? Przerzuciła sznurek przez gałąź, która rosła nad ławką. Weszła na nią, zwątpiła. W ułamku sekundy postanowiła - skoczyła. Przez chwilę czuła tylko ścisk, potem już odpłynęła. O 6 rano zauważyła ją młoda kobieta, która wyszła z psem na spacer. Nie mogła uwierzyć własnym oczom… Gdy oprzytomniała, wezwała pogotowie i policję. Przyjechali w bardzo krótkim czasie. Jej tata? Bardzo przeżył jej śmierć. Winił się za to, co się stało. Oprzytomniał. Szkoda, że tak późno, szkoda, że umarła jego córka. Nie mógł się pozbierać, ciężko mu było żyć. Nawet alkohol nie uśmierzał bólu po stracie dwóch kochanych osób. Postanowił. Oddał ostatni w swym życiu skok. Wprost pod nadjeżdżający pociąg. Nie było szans, zginął na miejscu... Rodzina umarła razem. Teraz są szczęśliwi. Bo tam, w niebie, zawsze wszystko kończy się dobrze. I tym razem tak na pewno było...